Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

186
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

dziesz miał sto razy słuszność przed rozumem moim, ale spróbuj przekonać serce!
— Serce czas przekona, a tymczasem woli potrzeba do dzieła przyłożyć... Choroba twoja pociągnęła mnie na wydatki, ja mam żonę i dzieci, tyś goły, siadaj i pracuj, żebyś mi się wypłacił, bo długo ci czekać nie mogę... A jak ty mi tak z założonemi rękoma siedzieć będziesz...
Stanisław poznał się na sztuce, uśmiechnął i ruszył ramionami.
— Spróbuję — rzekł — choć doprawdy, nie wiem na coby się to zdać mogło... Reszta mojego życia ciężką podobno będzie pańszczyzną.
— Zachciałeś! Wszak w Bogarodzicy, Adam „bożym kmieciem“ nazwany; wszyscyśmy boży kmiecie, pańszczyznę robim Bogu... Daléj tedy, bo na tobie zalega!
Stanisław wpół sam przez się, nawpół nakłoniony słowy przyjaciela, usiadł do pracy; ale ostatnią kartę, na któréj zatrzymało się pióro w dniu poprzedzającym chorobę, od pierwszéj, którą teraz poczynał... oddzielał cały świat. Inny to był człowiek, kończący z uśmiechem podziwu i nieufności to, co rozpoczął z młodzieńczą otuchą! Rzekłbyś, że kilkanaście lat pożarła ta choroba...
Brant i Hipolit, zachęcając i zmuszając prawie do pracy, postanowili go też w świat wprowadzić koniecznie, i póty około niego chodzili, dopóki nareszcie nie wyciągnęli go z jamy. Stanisław był dość pożądanym wszędzie, zapomniano dawnych wstrętów, sława młodą jego skroń opromieniała, otwarły się przed nim drzwi wszystkie.