Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

7
POWIEŚĆ BEZ TYTUŁU.

było pomiędzy mężem a dziećmi; ostatnia przyszła do gromadki, po której tyle łez wylała.
Po pogrzebie, Stanisław zamyślał się co zrobić z sobą i jak nowe życie rozpocząć, gdy zaraz nazajutrz Brant, Palski i nieznajomy urzędnik przyszli do niego z papierami. Marta już nie widząc nikogo, nikomu wstępu do domu nie broniąc, skamieniała siedziała na schodkach, straszna żalem, jaki się na jéj staréj i wyniszczonéj twarzy malował.
Stanisław zrozumiał to przyjście potrzebą zdania domu, i powiązawszy co miał swego na prędce, wziął się do kluczów.
— Czekaj-no pan, rzekł Palski: bo to nie pan, nam, ale my panu wedle testamentu zdać dom i ruchomości powinniśmy.
— Jak to? zapytał Stanisław.
— Alboż pan nie wiesz, że jesteś spadkobiercą nieboszczki Dormundowéj?
— Ja? zdumiony zawołał Szaraki.
— A tak! tak! dodał Palski powoli. Ale ta poczciwa chęć nieboszczki bez żadnego dla waćpana skutku: dom ten obciążają długi, dwa razy wartość jego i mobiliów przenoszące; życzę więc zabrać co można z ruchomości i wyrzec się reszty.
— Ale ja zupełnie nic nie chcę! zawołał Stanisław.
— I nic ci też, moje dziecko, prócz jakiéj pamiąteczki, nie przyjdzie, odparł Brant wzdychając. Dormundowa zawsze miała biedaczka to uprzedzenie, że coś jeszcze ma i że ją tylko nieprzyjaciele prześladują; ale w istocie nie było i grosza funduszu. Myślała, że ci robi ofiarę wielką, z serca chciała uczynić co mogła, a rzeczywiście nic nie zrobiła.