Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Powieść bez tytułu Cz. 2.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

6
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Palski wyszedł także z jakiemiś papierami zapłakany i pomieszany. Za nimi w ślad ukazała się i Dormundowa, niby przytomniejsza, ale wsparta na ręku Marty, która ją dźwigać musiała, bo o swéj sile iść nie mogła. Kazała się zaprowadzić do łóżka syna, uklękła przy niém, poczęła całować zabawki jego, i rozpłakała się szlochaniem głośném.
Marta, jak Stanisław, myliła się sądząc, że jéj płacz pomódz może i ulżyć, bo od dawna suche miała oczy; ale tuż Dormundowa podniosła się, wołając Stanisława. To przemówienie jéj do niego tak znowu było nadzwyczajne, że Szarski pobiegł, odzyskując nadzieję.
— Klękniéj dziecko moje, odezwała się słabym głosem: niech cię pobłogosławię, niech ci w imieniu mojém i Karolka za przyjęcie synowskiego brzemienia podziękuję. Bogdajby ci życie tyle przyniosło pociech i szczęścia, ileś tu się napatrzył i nacierpiał boleści... Palski już wie czego chcę...
To ledwie wypowiedziawszy przerywanym głosem, wdowa jęła znów łkać i szlochać, rzuciła się konwulsyjnie na łóżeczko syna i na niém biedna skonała. Długo Stanisław i Marta odcierali i ratowali, sądząc, że zemdlała tylko; ale gdy Brant nadszedł, musieli się poddać śmierci.
Cicho odbył się pogrzeb wdowy, za któréj wozem ubogim (bo ostatek grosza swojego na ten obrząd oddał Stanisław) poszli tylko Brant, Palski, Stanisław i Marta. Z dawnych przyjaciół czasów świetniejszych, w których Dormundowa jaśniała między pierwszemi, w towarzystwie wileńskiém kobietami, pięknością, dowcipem i dostatkiem, nikt sobie o niéj nie chcia przypomnieć. Miejsce jéj na cmentarzu oznaczone już