Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wypadkami dnia tego, w którym mu się wszystko na przekorę składało, począwszy od butów, aż do spojrzenia córki na księcia Józefa, którego sława don-żuańska dla ojców i mężów strasznym czyniła.
Z głową zwieszoną, powoli zsunął się po wschodach stary ku swoim izdebkom.
Tu Zybek, znający się na swych obowiązkach, przyniósł mu na długim cybuchu nałożoną z czubem fajkę tytuniu tureckiego, z której zwolna pykać zaczął, smutny jak noc, przybity i wzdychający szambelan.
Sądził, że wieczór cały przejdzie mu samotnie przepędzić, bo się nie spodziewał nikogo, nikomu nie dawszy swojego adresu, gdy w sieni usłyszał znajomy głos szambelana Pokutyńskiego, który Zybka, stojącego cały dzień we drzwiach, dla gapienia się na ulicę, pytał:
— Jest pan w domu?
W tej samej chwili drzwi się otwarły i wyelegantowany zjawił się dawny kolega.
Bystre spojrzenie na twarz Burzymowskiego mogło go nauczyć, iż stary pierwszem wrażeniem Warszawy był znękany i wystraszony. Wczoraj na gościńcu widział go wesołym, uśmiechniętym, dziś znalazł zmęczonym, milczącym, posępnym.
Humor mu się popsuł bardziej jeszcze, gdy posłyszał od progu wołającego Pokutyńskiego.
— Powinszowania niosę! To się nazywa: Veni, vidi, vici. Cała już Warszawa brzmi imieniem córki waszej i sławą jej wdzięków! Wieść o jej piękności przebiega wszystkie salony, we wszystkich jest ustach... Ciekawość rozbudzona do najwyższego stopnia.
— A! Jezus! Marja! — krzyknął, cybuch wypuszczając z rąk, Burzymowski. — Skąd? co? jakże? krokiem nie wychodziła! Nikt jej nie widział jeszcze.
— Ba! ale majorowa, która już tu była na oględzinach, zawiozła pierwszą wiadomość do pałacu Na górce, do pani hetmanowej. Wczorajsza młodzież także w kołach swoich rozgadała o cudnem zjawisku; naostatek książę nasz, zdaje się, że waszą pannę musiał