Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ską po sklepach, w których nieopłacone pozostały rachunki.
Sylwja zamknięta w swoim pokoju nie pokazywała się wcale.
Dobry już dzień był, gdy na palcach wchodząca do niej wojska, która przez całą noc nie zmrużyła oka, znalazła ją uśpioną, z przyschłemi łzami na twarzy, bladą i jakby wielkim bólem zastygłą.
Przebudzona powstała, oglądając się i nie poznając gdzie jest, ani co się z nią dzieje.
— Do drogi wszystko prawie gotowe — odezwała się zbliżając do łóżka Czeżewska.
I przechyliwszy się nad nią dodała:
— Pan Mieczysław nam towarzyszy, odprowadza... mówił, że aż do Burzymowa...
Nie rzekłszy na to nic szambelanówna, z jakąś pokorą posłuszną, jakoby się własnej wyrzekła woli, poczęła wstawać, dając z sobą robić wojskiej co się jej podobało.
Z tem samem milczącem poddaniem się rozkazom opiekuna ubrała się do podróży, i napozór spokojna, gdy się powozy zatoczyły, siadła z Czeżewską i służącą, skryła się w kąt, zapuściła na oczy zasłonę i pozostała nieruchomą.
Wiemy, że droga, która wiodła do Burzymowa, prowadziła na Jabłonnę. Grabski pamiętał o tem i postanowił ominąć ją pobocznemi, aby Sylwji przypadkiem jakim nie narazić na przykre spotkanie, na przypomnienie miejsc i osób, o których powinna była jak najprędzej zapomnieć.

VI.

Prześliczny dzień był wiosenny.
W naszych tylko krajach, posuniętych ku północy, wiosna czasem tak piękną być umie.
Są ziemie, co jej nie mają, są inne, w których wkrada się niepostrzeżona; u nas tylko jest to dramat wiel-