Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyobrażała sobie położenie biednej sieroty z brzemieniem tej śmierci ojcowskiej na sercu, osamotnionej, zrozpaczonej i litość czuła nad nią wielką.
Ci, co chętnie wesołość podzielają, nie są tak skorzy do dzielenia się boleścią.
Nie znała ona zbliska Sylwji, zaledwie parę razy spotkawszy ją w towarzystwach, a jednak pociąg ku niej czuła tak wielki, że wreszcie postanowiła, ulegając mu, bez wiedzy męża się wymknąć, wziąwszy służącego, pójść do sąsiedniego domu i ofiarować pomoc swą i usługę.
Dobre serce długo jej się namyślać nie dało; bliskość mieszkania krok ten niejako tłumaczyła; wysunęła się więc nieznacznie.
Przed kamienicą stały dwa, czy trzy powozy, we drzwiach pełno było gawiedzi, zaglądającej ciekawie na lewo, gdzie leżało ciało świeżo zmarłego szambelana, około którego ludzie się jacyś kręcili.
Wahała się pani Sołtykowa, czy wnijść na górę, mając myśl ofiarowania domu swego za przytułek na dni kilka sierocie, gdy ze wschodów biegnąca pokazała się Habąkowska, w dosyć potarganym stroju, zdyszana i niebardzo przytomna.
Majorowa znała panią eks-stolnikową, bo kogóż ona w Warszawie nie znała? Spostrzegłszy ją tu, zdziwiona, zatrzymała się.
Skorzystała z tego pani Sołtykowa, aby się do niej zbliżyć i spytać, czyby nie potrzebowano pomocy jakiej? czy nie lepiejby było pannę stąd zabrać, aby jej smutnego oszczędzić widoku?
— A! niech pani hrabina sobie oszczędzi bardzo przykrego widzenia się z tą nieszczęśliwą, — zawołała majorowa. — Biedna szambelanówna ma przy sobie kuzyna, doktora i dame de compagnie. Z domu się oddalić nie chce, chociaż jej ofiarowano gościnność Pod blachą, Na górze, a i ja także mój domek oddawałam do dyspozycji... Mnóstwo osób już nadaremnie próbowało ją stąd odciągnąć. Ani jej cieszyć, ani przemówić do niej, zupełnie prawie nieprzytomna.