Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tak nagła, niespodziewana, straszna katastrofa.
Ten poczciwy szambelan zdrów był z rana, naraził się na cug powietrza, wychodząc z kościoła!
— Więc ja jej w niczem pomocną być nie mogę? — spytała pani eks-stolnikowa.
— A! mogę zaręczyć za to! Dostąpić teraz nawet do niej niepodobna.
Chwyciła się majorowa za głowę i nadzwyczajną okazując troskliwość o panią Sołtykową, aby w tłumie tym i nieładzie, jaki w domu panował, potrąconą nie była, sama ją zaraz wyprowadziła z kamienicy.
Od majorowej więcej ani się mogła ani chciała dowiadywać eks-stolnikowa i smutna wróciła do domu.
Habąkowska, pożegnawszy ją we drzwiach Filarów, sama siadła do powozu, który za nią tu podjechał.
Tak samo jak u państwa Sołtyków, w całej niemal Warszawie mówiono tylko o Burzymowskich. Śmierć ojca wielu usta rozwiązywała.
Wszyscy przyjaźni towarzystwu z Pod blachy tłumaczyli ten wypadek w ten sposób jak majorowa, jakimś wiatru przeciągiem, skłonnością do apopleksji i t. p., aby na nikogo wina nie spadała. Ogadywano nieboszczyka, że jeść lubił, i w wesołem towarzystwie rad do kieliszka stawał; apopleksja otyłego, krwistego, niemłodego szlachcica, który na nią przez całe życie zarabiał, była bardzo naturalnem jego następstwem.
Czy co zaszło po powrocie z kościoła między ojcem a córką, o tem nikt nie wiedział.
Sylwja weszła z nim razem do dolnych pokoików, gdzie sami z sobą pozostali dosyć długo, gdy nagle krzyknęła, wołając o ratunek i znaleziono ją klęczącą u nóg ojca siedzącego w fotelu a już rażonego apopleksją.
Czeżewska natychmiast posłała po lekarza, do Grabskiego, a nawet do nienawistnej sobie Habąkowskiej, której pomoc w tej chwili, gdy wszyscy głowy tracili, była pożądaną.
Sylwja prawie nieprzytomna nie odstępowała od ojca, odciągnąć jej od niego było niepodobna.