Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spektu niemało dałem dukatów do składek na nich, ale żebym przez miłosierdzie miał mu jeszcze dać córkę w dodatku?... A! przepraszam — to jużby było zanadto! Prędzej sobie dam uciąć palce.
Gdy gospodarz to mówił, szambelan wstał i począł z tąż samą powolnością, z jaką się wprzód rozbierał przyszedłszy, ubierać na nowo; rękawiczki wdziewać, kapelusik otrzepywać, futerko naciągać, perukę układać.
Stanął nawet naprzeciw lustra, aby być pewniejszym, że wszystko na nim dobrze leży.
— A więc, kochany panie Stanisławie, — rzekł, przygotowawszy się do drogi i rękę do niego wyciągając — bez gniewu. — Uczynisz, co zechcesz, jak ci się podoba. Mnie zaś grzeczności, dopełnionej dla emigranta, za złe mieć nie możesz.
Burzymowski wstrzymał się już od nowych wyrzutów, pomruczał coś pod nosem, pożegnał go i zatrzasnąwszy drzwi, powrócił chmurny do krzesła.
Cała ta rozmowa, której przyczyną była wizyta barona, usposobiła dziwnie naszego starego. Smutek mu jakiś padł na duszę. Inaczej zaczynał widzieć wszystko, tęskność się w nim budziła do spokoju na wsi, do dawnego życia, miasto mu zbrzydło i nagle wydało się czemś nieznośnem, brudnem, nawet niebezpiecznem.
— Już lepiej ją wydać za tamtego, com go trzymał w zapasie — rzekł w duchu. — Trochę ułomny, ale szlachcic polski i poczęści na pana zakrawa. Dali im hrabstwo, a choć natura go nieco pokrzywdziła, prezentuje się, jak nie można lepiej i człowiek do rzeczy.
Prawdę rzekłszy — ciągnął dalej, zaczynając przerwany pasjans kłaść, Burzymowski — ja nie wiem, poco my tu dłużej siedziećbyśmy mieli? Zapusty się skończyły, ta zabawa w pisane karteczki niekoniecznie dziewczynę rozerwie; życie okrutnie kosztowne, człowiek w śmierdzących dwóch izdebkach siedzi, jedzenie pożal się Boże, albo figatele i pulpety, albo coś takiego, co ani do gęby; żołądek cierpi, kieszeń się wy-