Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mój kochany szambelanie, są na świecie gusta niepojęte, są sympatje, których przyczyn nikt nie zbadał, miłości niezrozumiałe, a często śmieszne. Może się trafić, że najpiękniejsza panna zakocha się szalenie w człowieku ni z pierza, ni z mięsa — no, i będzie z nim szczęśliwą!
— Wszystko się trafia — odparł Burzymowski, znacznie już uspokojony po wylaniu tego, co mu na sercu ciężyło. — Ale my ludzie jesteśmy ordynaryjni i nie mamy gustów popsutych a dziwacznych. Jużci są panny, co lak i kredę jedzą! Wszyscy jednak Burzymowscy, jak świat światem, żenili się, ot tak, z ordynaryjnie ładnemi kobietami, a Burzymowskie wychodziły za zdrowych i majętnych szlachciców.
Pan Bóg mi syna nie dał, na Sylwję spada majątek wcale nieszpetny, ona też nielada kwiatek, mam prawo wymagać, aby się w suchej wierzbie nie zakochała. Daj mi więc z tem pokój — i kwita.
A, żeś mi Francuza do domu wprowadził, niech ci Pan Bóg nie pamięta!
— Gniewasz się na mnie, — przerwał gość, śmiejąc się — no! a córki pytałeś? mówiłeś z nią o tem?
— Cóżem ja z nią miał mówić? — odparł szambelan z ruszeniem ramion. — Poddawać jej taką myśl głupią? Patrzałem tylko jak ona go przyjmie. Chodziła, powiadam ci, jak królowa, a Francuz zwijał się, jak fagas, robił się maleńki, choć go było do kieszeni schować, gdyby jej nie zapaskudził... Nawet Czeżewska, która expedite mówi po francusku, jak rodowita flądra francuska, a szwargotać lubi, na niego się bundziuczyła... Ale bo — pfe!
— Koniec końców, — dodał Pokutyński — jeśli tak, niema o czem mówić i niema się gniewać za co. Ja odmówić takiej posługi nie mogłem, zwłaszcza dla jednego z tych wygnańców, którym my winniśmy respekt, jaki się nieszczęściu należy.
— A! to co innego! — odezwał się Burzymowski. — Jestem z respektem zawsze względem wygnańców, kalek i wszelkiego rodzaju zawiedzionych. Oprócz re-