Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Być bardzo mogło, że wojska czuła się zawiedzioną w nadziejach tej roli, jaką się spodziewała odegrać na wielkim świecie.
W salonach, do których wchodziła jako Chaperon Sylwji, jako rodzaj Duègne (tak ją zwano), rzadko kto chciał ją zabawić i zbliżyć się do niej.
Trudno było długo wytrwać z nią na rozmowie pretensjonalnej a czczej. Siadywała więc osamotniona w kątku i chyba się druga taka ofiara zębów czasu znalazła, natenczas we dwie wzdychały razem i żaliły się na „świat srogi i przewrotny“.
Majorowa, przyjaciółka młodości, szczególniej jej nie dopisywała, ona wiek swój średni nosiła wesoło, malowała się, barwiła, stroiła, wieczorami ludziom obdarzonym krótkim wzrokiem wydawała się jeszcze wcale ładną i niejeden jej prawił dusery; wreszcie, będąc bardzo zajętą, nudzić się i narzekać nie miała czasu.
Stosunki z nią wprawdzie pozostały na stopie bardzo przyjaznej, ale dwie serdeczne przyjaciółki zgodzić się nie mogły z sobą. Wojska zahukana, zagadana osłaniała się dumnem milczeniem.
Była tak nieszczęśliwą, że nigdy a nigdy z panią Habąkowską na swojem nie mogła postawić.
Stosunki jej z ukochaną wychowanicą czasu tego karnawału także się wielce zmieniły.
Wojska Czeżewska w początkach uradowana na wszystko zezwalała, pomagała do wszystkiego, nie sprzeciwiała się jej nigdy i w niczem. Zwolna obudzał się w niej duch opozycji, poczęła Sylwję powstrzymywać, robić jej uwagi, trwożyć, sprzeczać się z nią.
Piękna panna miała dosyć energji, by jak ojca, tak i wojską pokonać, robić, co chciała i stawić na swojem, ale czasem po całych dniach nie mawiały do siebie.
Sylwja udawała wesołą, Czeżewska siedziała pogrążona w zadumaniu, darła czarne mitenki i wzdychała. Parę razy nawet ośmieliła się wojska ostrożnie zwrócić uwagę szambelana na to, iż Sylwja zbyt sobie śmiało