Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cie brakło. Twierdzili jedni, przeczyli drudzy, inni ramionami, nic nie mówiąc, ruszali.
Napływ emigrantów francuskich coraz był większy, mówiono nawet, nie oznaczając czasu, o przybyciu królewskiej rodziny do Warszawy.
Pod blachą szło życie zwyczajnym trybem swoim, w niczem się nie zmieniwszy; tylko ze zbliżającą się wiosną przygotowywano wilegjaturę w Jabłonnie, na przyjęcie księcia Józefa i jego dworu. Plenipotent księcia, p. Michałowski, po kilkakroć był wzywany Pod blachę; przyjeżdżał rządca, p. Hofman, oczyszczano i odświeżano już przez zimę zabrukane i zaniedbane pałac i oficyny.
Jak w trybie życia, tak w usposobieniach księcia Józefa widocznej zmiany nie było. Zawsze to był ten sam nieco znudzony i zobojętniały pozornie człowiek, żyjący sam w sobie, nie przywiązujący wagi ani do tego, co się wkoło niego kręciło, ani co się szeptało poza nim i przy nim.
Miał ten talent arystokratyczny książę, iż doskonale umiał nie słyszeć tego, o czem wiedzieć nie chciał, nie widzieć, co mu niewygodnie było zobaczyć.
Niekiedy młodsi i starsi jego przyjaciele próbowali go wprost o czemś zawiadomić, o czem mu się dowiedzieć nie podobało. Książę naówczas tak umiejętnie wyprowadzał ich w pole swą zimną krwią, iż spróbowawszy napróżno, cofali się zawstydzeni.
Jeden może przyjaciel młodości, książę de Ligne, znał lepiej tego człowieka, który dla innych był miłą, wielce dystyngowaną, ale nieprzeniknioną zagadką.
Gdy chciał, nikt mu ani z oczów, ani z twarzy nic nie potrafił wyczytać. Śmiał się wesoło bez ochoty do śmiechu, żartował dowcipnie, bawił się niby, dawał zabawiać, ale można było dostrzec, kto go znał lepiej, że wszystko to, czem się najgoręcej zajmował, było mu zupełnie obojętne. Nic nie powinno było zamącić raz przyjętych, dogodnych form życia.
Książę znał z pewnością wartość ludzi, którzy go otaczali, niektórych z nich niewiele cenił, ale mu byli