Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem mniej Ludwika doświadczona, nie wzięły danej nauki do serca.
Wyszedłszy do sieni, miejska dziewczyna rozśmiała się.
— E! to tak one się zawsze przy pierwszym drożą — szepnęła Maryjce. — Gadanie! a żeby jej nie wstyd było, toby mi podziękowała i dukata dała!
Sylwja odprawiwszy je obie, zaryglowała drzwi, dobyła bilecik, czytała go raz jeszcze i nie wiem ile razy, chowając, dostając znowu, przyglądając mu się na wszystkie strony. Jedną tylko osobę posądzić mogła o napisanie i tak zuchwałe nasłanie listu, jedną — lecz mogłoż to być?
Miała się poradzić Czeżewskiej i przyznać się przed nią do tego, co ją spotkało, czy przed nią zataić?!
W rozmyślaniach nad temi zadaniami wielkiej wagi piękna Sylwja, rozmarzona, nierychło usnęła.

IV.

Karnawał, chociaż dosyć długi w tym roku, był skończony, nadszedł post, a z nim zabawy mniej głośne u stolików, które pierwsze u siebie zaprowadziła pani hetmanowa.
Zadawano rymy, do których dorabiały się poezje francuskie czasem wcale zręcznie i pisano na kartkach pytania, a ten, komu z losu wypadło, starał się na nie jak najdowcipniej odpowiedzieć. Deklamowano sceny z klasyków francuskich i t. p.
Historja tego karnawału była tajemniczą. Mniej od wielu swych poprzedników zostawił po sobie śladów jawnych i skutków widomych; nie zaręczył się nikt, nikt nie myślał żenić, żaden dawny stosunek intime nie został rozerwany, nawet pani Sewerynowa pozostała przy wiernym, ostatnim adoratorze.
Żadna nowa liaison nie zawiązała się tak jawnie, aby o niej z pewnością mówić można. Szeptano sobie wiele domysłów różnych, ale dowodów na ich popar-