Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nawały w Berlinie. Szczerze powiadam, że Warszawa więcej od stolicy Prus jest ożywioną.
— Byle też i cnotliwszą była — dorzuciła pani Lanckorońska.
— Daj Boże! — szepnął książę, — a no pono ambo meliores. Ale gdzież są miasta wielkie, zbiegowiska ludzi wzorami cnoty? Trzeba się więcej do natury zbliżyć, aby jej gniazdo odszukać! Na wsi tylko życie zdrowe... Miał słuszność, sławiąc ją, Bernard święty.
— Tak, tak! — odezwał się ks. Staszic, jakby przebudzony — to prawda, czy ją św. Bernard wygłosił, czy nie... Każdego narodu siła spoczywa w ludzie, ale i miasta mają swą użyteczność, jest to malum necessarium.
— Zapewne, gdybyśmy miasta własne mieli, — wtrącił Dmochowski — ale my mamy je tylko zasiedlone zdawiendawna cudzoziemcami i różnymi przybłędami. Obcy ten żywioł na swojski niełatwo się przerabia.
— Myśmy bo na mieszczan tak dalece nie stworzeni, — odezwał się Staszic — że u nas i miasta miały rolniczy charakter. Co w nich było polskiego, to orało i siało, choć razem szyło buty i krajało sukmany, bośmy narodem od prastarych wieków rolniczym per excellentiam. Niemcy się od nas gospodarstwa nauczyli, pług razem z jego nazwiskiem pożyczyli od nas, choć dziś my już do nich za to na naukę rolnictwa iśćbyśmy powinni.
— Niemiec ma to do siebie, — odezwał się arcybiskup — że z naszego lnu tka płótno, które my kupujemy, z naszej wełny robi dla nas sukno, a gotów tak samo i z naszej myśli książkę nam utkać.
Roześmiał się, aplaudując, Burzymowski wielce rad mądrej rozmowie, której się przysłuchiwał z atencją nadzwyczajną i ustami otwartemi, jakby ją chciał połknąć.
Panienki chichotały i szeptały, ożywione bardzo pocichu mieniając słówka. Spojrzał ku nim ks. arcy-