Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wia się niezmiernie o córkę, zazdrosny jest o nią, drażliwy. Zresztą pomimo że czasem je zamiast moi używa, Burzymowski jest najpoczciwszym z ludzi, dobry, łatwo się ująć dający.
— Więc żeby się nie krzywił, a córki nie zamykał za klauzurą, — rzekł książę, zbliżając się do szambelana i obejmując go za szyję, — ty, Pokutynsiu, weźmiesz go na siebie! Zrobimy tak, aby jutro z teatru pannę zabrano do nas Pod blachę, ty zaś ojca!... no? jak ci się zdaje? co zrobimy z ojcem?
— Z ojcem? — powtórzył zadumany szambelan. — Jest bufet przy teatrze?...
— Jakżeby go nie było? — odparł książę — bufet jest pierwszą potrzebą! Gdyby go nawet nie było, to na jutro ufundować go należy.
— Ojca my zaciągniemy do bufetu — ciągnął dalej Pokutyński. — Na drodze gdyśmy się z nim spotkali na gruncie księcia, bo w Jabłonnie, poznał się z musu z Bielińskim, Kalinowskim i kilku birbonami naszymi. W imię tej znajomości łatwo nam go będzie wziąć na kieliszek burgunda, a wlać w niego parę butelek... Mam nadzieję, że go w ten sposób przytrzymamy.
— Złoty jesteś! nieoszacowany! — zawołał, śmiejąc się, książę Józef. — Plan cały wybornie osnuty, idzie tylko o to, aby nam co w drogę nie weszło i wykonania nie popsuło.
— Nie przewiduję nic — odparł Pokutyński. — Za szambelana ja ręczę, ale któż się podejmie porwać pannę i zawieźć ją Pod blachę?
— To moja rzecz — rzekł książę. — Niepodobna, aby mi która z pięknych pań nie podjęła się tej interwencji. Znajdzie się sposób zbliżenia się, poznania... Enfin.
— Majorowa wreszcie! — szepnął Pokutyński, ale na wspomnienie imienia tego książę się zmarszczył znowu.
— O! zmiłuj się! — zawołał prędko — niech ona mi tego kwiatka nie tyka! Bardzo lubię majorową w innych wypadkach, ale gdzie idzie o ideały, powinna