Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pokutyński tonem księcia poufałym i rozweselonym czuł się ośmielony i rzekł.
— Wie książę, że już dawno nie pamiętam, abym miał szczęście widzieć go tak ożywionym i — lâchons le mot — rozpłomienionym do twarzyczki zaledwie dojrzanej przez okienko.
— Pokutynsiu! cóż to jest — odparł Pepi wesoło — także ty mnie znasz mało! Nie pamiętasz chyba, ile razy anioły porywały mnie z sobą w niebiosa, a śmiechy ludzkie ściągały za nogi na ziemię! Nie pierwszy to raz... i spodziewam się, nie ostatni.
— Tak!tak!zawsze ten sam kochany Pepi — wtrącił de Ligne. — Pali się co chwila płomieniem ogromnym, rzekłbyś, że to pożar Troi, że w nim spłonie wszystko, tymczasem jest to ogień słomiany (un fen de paille) i prócz słomy nic w nim nie ginie.
— Niech sobie będzie ogień choć słomiany i krótki, — zawołał, wesoło maszerując po pokoju, Pepi — zawsze to trochę grzeje... a ty jesteś już popiołem, z którego nic a nic zrobić nie można!
— Przepraszam, — odciął się książę de Ligne — on en fait de lessive. (Robi się z niego ług do prania).
Śmiano się z tego konceptu, przypominającego dowcipy ojca, a Pepi przyjaciela pocałował zań w głowę.
— Prawdziwy de Ligne z ciebie — zawołał głośno, obracając się do Pokutyńskiego i zapominając o incognito. — Il chasse de race.
Po krótkim śmiechu Pokutyński znowu głos zabrał.
— Wie książę, — rzekł — że w tej Warszawie nic się na chwilę w tajemnicy utrzymać nie może. To prawdziwe sito, przez które wszystko natychmiast przecieka. O wczorajszym bukiecie już doszła wiadomość nawet do salonu (wskazał palcem na drzwi). Znalazłem tam hr. Wielhorską, panią Stasiową i Cichocką, rozpowiadające całą tę historję przed panią de Vauban.
— Bah! — rzekł książę obojętnie. — Jeśli je to bawi! A mnie cóż to szkodzi?
— Nie chciałbym, aby z ust do ust imię w. ks. mości doszło do ojca — rzekł Pokutyński. — Stary oba-