Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chce, kamienie dla niej będą tańczyły a lody zapalą się płomieniem...
Ty jej jak ja znać nie możesz! My wszystkie mamy od Boga dany dar wodzenia i uwodzenia was, ale ona!!
Bądź spokojnym, Toni, niech się tylko zbliżyć może do niego, niech nikt jej nie przeszkadza, a jeżeli głowy nie straci, nie padnie i nie będzie błagał miłosierdzia — to mi głowę utnij!
— Cha! cha! — rozśmiał się Toni — dodałaś mi otuchy! Bądź co bądź, Wit tego chce, Wit mnie jednemu ufa i ja to dla niego zrobić muszę! Naówczas dźwignie nasze interesa i — staniemy znów — na aksamicie!
— Co daj Boże, Amen! — szepnęła żona. — Ja w Bertę tak wierzę, iż ani wątpię, że, co zechce, dokona. Czarownica jest!






Dom, w którym całe sąsiedztwo na mil dziesięć do koła zebrać się miało na trzydniową zabawę a, jak się niedowiarek i szyderca pułkownik wyrażał — na czterdziestogodzinny szał — zaledwie mógł objąć tak liczne towarzystwo.
Dwór był duży, z głównej strony od dziedzińca opatrzony w zwodniczą fizyognomią, ale ani zbyt