Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaszczyt uważać będą, jeśli ich łaskawie swą bytnością uszczęśliwią.
Hrabina Marya stanowczo odmówiła, a hr. August płacąc za matkę i siebie, przyrzekł, iż stawić się starać będzie.
Pani Neida korzystała z tej bytności i zbliżenia się do hrabiny, aby ją wybadać, by się jej przypodobać. — Oboje się nie bardzo powiodło.
Gdy wyjechali za bramę, odezwała się do męża.
— Pomimo wielkiego imienia w tej kobiecie czuć jej pochodzenie! Nic pańskiego! parafiaństwo niesłychane. W domu skąpstwo posunięte do niezmierzenia. Ani liberyi, ani porządnego kamerdynera a co za stół!
Przyznam ci się — dodała, robiąc minkę pogardliwą — że biednej Bercie, jeżeli za niego pójdzie, ani mamuni ani losu nie zazdroszczę.
— Mówisz: jeżeli pójdzie! — przerwał Toni — powinna i musi pójść, choćby się do ostatecznych środków przyszło uciekać.
Neida ruszyła ramionami.
— Jakich ostatecznych? — zapytała.
— O tem mnie wiedzieć — dokończył mąż tajemniczo. — Gdy wy, baby, wyczerpniecie wszystkie wasze, natenczas ja z mojemi wystąpię. To się musi stać! ale i Bertę trzeba wystylizować, aby umiała i wiedziała, jak ma sobie postąpić.
Pani śmiać się zaczęła szydersko.
— Naiwny jesteś — zawołała. — Ta dziewczyna ciebie, mnie, papę i mamę nauczyłaby jeszcze... a sama od nikogo nie potrzebuje lekcyi! Pan Bóg jej dał taki instynkt i taką wrodzoną kokieteryą, że gdy ze-