Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdaje się, że współcześnie złotowłosa Berta uważała za opatrznościowe zrządzenie losu, iż go tu dla niej umyślnie sprowadził.
Berta była jedynaczką, ulubioną ojcu i matce, cudnie piękną, wypieszczoną, wychuchaną, wychowaną przez najrozmaitsze bony, guwernantki, nauczycielki i nauczycieli w domu i za granicą, z tą myślą, ażeby w przypadku nawet na tronie zasiąść umiała; bo — rodzice się na to godzili, iż godną go była. Z tego już wnieść można, na jakie cudo cacko, na jaką uroczą wyrosła istotę — z najmocniejszem w główce przekonaniem, iż była wybraną, wyższą nad to, co ją otaczało — stworzona na losy — nadludzkie!!
Mogłaż być inną?
Padano przed nią od chwili, gdy w kolebce otworzyła oczy: godzili się na to wszyscy, iż piękność jej, rozum, talenta — były wyjątkowe, fenomenalne — anielskie mówili jedni, boskie powiadali drudzy.
Berta upojona kadzidły temi na świat występowała.
A była — nikt zaprzeczyć nie mógł, przecudnie piękną roślinką, która w ciepłej szklarni rozkwitła jak wonna Orchidea...
Najlżejszy powiew chłodnego wiatru mógł ją zabić, ale czyżby taki akwilon ośmielił się jej dotknąć?
Nie zbyt słusznego wzrostu, kształtna, pulchniutka, biała, rumiana, niebieskooka, z włosami przecudnemi, które rozpuszczone do stóp jej sięgały — wesoła, dowcipna, roztrzpiotana, — Berta liczyła dopiero rok ośmnasty, ale była daleko dojrzalszą, niż się zdawała. Obcowanie z guwernantkami różnego pochodzenia, dla ubóstwianego dziecka powolnemi do zbyt-