Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miano jednak nadzieję, że się opamiętają, nawrócą i ulegną wpływowi atmosfery otaczającej.
Wszystkie usiłowania wprowadzenia hr. Augusta w czynne szeregi zachowawcze — spełzły na niczem. Z chęcią przyczyniał się do rzeczy publiczne dobro na celu mających, ale naprzód nie występował nigdy.
Zajmował się pilno bardzo gospodarstwem, trochę polował, nie unikał ludzi, ale się zdawał pozbawionym wszelkiej ambicyi, tak, że prezydent wszystkich komitetów Zenio i mistrz ceremonii przy wszystkich obchodach uroczystych, hrabia Sławek — pozostali na swych stanowiskach, nie zyskawszy w nim sprzymierzeńca, ani mogąc nazwać go nieprzyjacielem.
Raziło ich to szczególniej, że hr. August tych ludzi, od których oni dla różnicy w opiniach uchodzili jak od zapowietrzonych, nie unikał wcale. Poznawał się z nimi, rozprawiał, a niekiedy nawet godził na ich wnioski, które dla Sławka i jemu podobnych potępione były już dla tego, że z niemi przeciwnicy występowali. Słowem jednem — hr. August winien był przodkom, imieniowi i bogactwu, iż go już za nieprzyjaciela społeczeństwa nie ogłoszono.
Instynktowo wszyscy się godzili na to, iż, aby uratować nieszczęśliwego, jedynym środkiem było go ożenieniem połączyć z jedną z tych rodzin, których o żadną słabość posądzić nie było można.
Zapusty, które nastąpiły po pierwszem zjawieniu się hrabiego na scenie — choć nastręczyć mogły zręczność zawiązania stosunków, zeszły bezowocowo, gdyż hrabina matka i syn jej jeszcze się nie byli zupełnie urządzili w Augustówce.