Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uracyi. Natychmiast zadysponował sobie obiad skromny z pół butelką nieosobliwego wina i począł szukać miejsca najdogodniejszego.
Panowie ci, choć przed chwilą mieli się już ztąd oddalić, pozapalali cygara na nowo. Ze zręczności poznania się i zbliżenia do tak zajmującej osobistosci, każdy chciał korzystać.
Hrabia Zenio, nawykły do wyrokowania w rzeczach kuchni, piwnicy i gastronomii w ogóle, której był wielkim mistrzem, zwrócił zaraz uwagę hrabiego na właściwości kuchni miejscowej, dając mu rady co do obiadu i wyboru potraw.
— A! — odezwał się wesoło hr. August — ja prawie wcale nie znam się na kuchni i obojętny jestem na jedzenie. Byle ono zdrowe było, posilne a nie obrzydliwe, więcej nie wymagam. Czasu podróży po świecie nawykłem do najrozmaitszego jadła — młody jestem i zdrów, znoszę wszystko.
Zenio tem więcej wychwalał tę cnotę, iż — przyznawał się, że jej nie miał. Zwrócono baczność także na wino, które też było obojętnem gościowi.
Panowie spojrzeli po sobie, bo im ta surowość czy też obojętność o pokarm nie podobała się. Był to znak panowania nad sobą, rodzaj wyrzutu tym, co żyli tylko, aby używali.
Miano się już na baczności.
Maleńka to rzecz była ten obiad skromny wielkiego pana, ale resztki lukullusowej biesiady jeszcze widoczne nie godziły się z tą oszczędnością magnata.
Dawał im naukę, sam o tem nie wiedząc. — Spostrzegłszy zakłopotanie pewne, hr. August ze swobodą wielką zapytał hrabiego Zenia, co go sprowadziło