Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby towarzystwo nie było uprzedzone o hr. Auguście, z pewnością nie byłby zwrócił na siebie uwagi jego. Nie było w nim na pierwsze wejrzenie nic uderzającego, potrzeba mu się było przypatrzyć dobrze, aby w nim człowieka niepospolitego odgadnąć. Jak inni uwydatnić się pragną i najczęściej przez to śmiesznymi czynią, on zdawał się pracować nad tem, aby na siebie ócz nie ściągać. Powierzchowność pozostała skromną, jak była, a mimo niej hr. Sławek, nicość nadęta, pokaźniejsza nierównie — czuł się przy nim małym i nic nie znaczącym, tak że gotów mu był dworować. Nie zgadzało się to ani z jego charakterem, ani z temperamentem, ale warto było coś poświęcić, byle się pochwalić poufałością hr. Augusta.
Przybywający nader uprzejmie witał poznających się z sobą panów, znalazłszy dla każdego z nich grzeczność jakąś do powiedzenia. Swobodnym był i wesołym, a jednak uczuli wszyscy, iż do zbytniego pokumania się nie miał ochoty dopuścić nikogo. Była to grzeczność człowieka, który czuje godność swoją a pysznić się nią nie ma potrzeby. Obejście się łatwe świadczyło o wielkiem obyciu się ze światem i ludźmi. Przytomność nieznajomych panów, badających go z ciekawością trochę parafiańską i niedyskretną — bynajmniej go nie zmięszała.
Hrabia Zenio, narzucający się trochę rubasznie, Toni, który, nie chcąc się dać zatrzeć, wysuwał się naprzód, drewniany książę z miną dyplomaty, Bercik stukający i chrząkający dla udowodnienia, że miał prawo znajdować się w tem towarzystwie — nie odwrócili uwagi jego od celu dla którego przybył do resta-