Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czoło staruszka oblewało się potem rzęsistym, który chustką ogromną, kraciastą ocierał i wzdychał.
Przygotowanie niezręczne żywą obudziło ciekawość i niepokój w hrabinie i jej synu.
— Gdyby to, co mi plótł ten Pańkowski, prawdą być miało — odezwał się stary — juściżbyście państwo o tem wiedzieli pierwsi.
Matka i syn spojrzeli po sobie.
— Już to w ogóle — odparła hrabina spokojnie — my księże kanoniku i nie bardzo nowin jesteśmy ciekawi — i nie zbyt obficie nas one dochodzą!
— Ja to wiem... wiem, rzekł staruszek, ale...
Tu zawahał się trochę i, jakby pozbywając ciężaru, dokończył:
— Bo to się państwa tyczy!
Uśmiech wyrazom towarzyszący dowodził, że bądź co bądź w tej wiadomości nic złego tkwić nie mogło.
Hr. August wstał wzruszony nieco.
— Cóż to może być? — zapytał wzruszony — nas? się tyczącego?...
— A, tak! — rzekł prawie wesoło proboszcz. — Tylko to oczywiście bajka, bo jużbyście państwo byli zawiadomieni.
— Ale o czemże? o czem? — zawołała hrabina.
Pot lał się z czoła kanonikowi obficiej jeszcze, usta się skrzywiły i uśmiechały a wiadomości, z którą przybył, wykrztusić nie mógł. Bogucka palce sobie wyłamywała, bo jawnie i oczywiście była w spisku z kanonikiem, rachowała na jego takt i doświadczenie a zgorszoną była niezręcznością, z jaką posłannictwo swoje spełniał.