Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie się te szepty skończyły, gdy hr. August, który Berty już szukał po sali i domyśleć się nie mógł w tym kątku, zbliżył się... Dawała mu znaki wachlarzem...
— A! — zawołała zdala — zmęczona jestem strasznie! Hrabia bawić mnie musisz, bo kotyliona jużbym nie potrafiła — nie mogła tańcować... Muszę mieć odwet. Trzeci mazur będzie mój! a choćby na niego do białego dnia czekać przyszło. — Jestem skompromitowaną, okropnie! chwaliłam się tem, że hrabia ze mną go będziesz tańcował!
Hrabia August patrzał się na rozdąsane dziecko i uśmiechał.
Matka w tej chwili wstała, podchodząc do pani Neidy, która się szczęściem w blizkości znalazła. Zostali sami.
Berta zaczęła od rozczulonego wejrzenia, zwolna maleńką rączkę położyła na ręce hrabiego.
— Prawda? ja się muszę wydawać rozpieszczonym trzpiotem?
— Gdyby nawet tak było, jest z tem tak ładnie, że...
— Ale mnie to gniewa! bo ja — wcale taką nie jestem, jak się wydaję. Dla wszystkich niech sobie będę, czem się im mnie nazwać podoba — ale dla hrabiego...
Ostatnim słowom towarzyszyło zabójcze spojrzenie. W tym półmroku, zarumieniona, zdyszana, rozgorączkowana tańcem, rozruszana uczuciem jakiemś — śmiała i napastliwa Berta była — niezwyciężoną.
August uczuł to i uląkł się.