Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ra. Szeptała mu dzieweczka przerywając sobie śmiechem, że z nikim jej tak mazur nie szedł dobrze, jak z nim...
Było to tak pochlebnem, że się dziecinnej fantazyi nie mógł oprzeć grzeczny hrabia...
Berta, która tego dnia miała płomieniste wstęgi i ozdoby sukni, a było jej w nich nie tak wdzięcznie jak pierwszych dni, po wesołości wczorajszej przybrała minkę melancholijną i smutną. W rozmowie utyskiwała na brak sąsiedztwa i towarzystwa, prawie zdała się robić wymówki hrabiemu i matce jego, że się tak mało udzielali światu. Hrabia dziękował i milczał. Matkę tłumaczył tem, że potrzebowała ciszy, samotności i była do nich przywykłą. Zdaje się, że Złotowłosa, rachując na jeszcze jedną rozmowę z hrabią, nie wypowiedziała wszystkiego, co było na programie, a hr. wymknąwszy się, po wieczerzy niespodzianie zniknął. Wyjazd był tak nieznacznie przygotowany, że nawet Toni się go nie domyślał, i zdumiony był, przerażony prawie, gdy mu siostrzeniec powiedział o nim jako o fakcie dokonanym.
Uderzającem było to, że hrabia August, widocznie zająwszy się Bertą — o czem nikt nie wątpił — nie starał się zbliżyć ani do hrabiego Wita, który nań czatował, ani do matki, goniącej go oczyma po salonie. Tłumaczono to tem, iż chciał zapewne z matką odwiedzić hrabiostwo i uroczyście inaugurować swe zaloty.
Bądź co bądź, Toni kwaśny był i na tych magnatów narzekał, którzy nie umieją się znaleźć a formami przyjętemi pogardzają.