Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieopatrzność wielka, ofiarność zbytnia, klęski z dopustu Bożego, podział fortuny, córek wyposażenia, wojny, pożary, procesa i małoletniości.
Gdy pana Felicjana ojciec odumierał, miał chłopiec lat ośmnaście, ledwie się był cokolwiek przetarł w jezuickich szkołach, niedojrzały był cale, potrzebował opieki, a nie miał prawie żadnej, bo od ubogich swoi i obcy stronią jak od trędowatych.
A jest też ubóstwo jako trąd, który łatwo przylega, a wyleczyć się z niego trudno.
Przed śmiercią cześnik napróżno do dalekich krewnych swoich i żony pisał, aby sierotą się zaopiekowali; nikt pary nie puścił, nie odezwała się żywa dusza, i biedny starzec dziecka nie mając komu polecić, zdał je na ręce starego sługi, pewnie szlachcica też, bo się zwał Grzymałą...
Ten Adam Grzymała niby sługą u niego był, a więcej przyjacielem. Żyli z sobą jak bracia, jednym głodem oba marli, a Grzymale i na myśl nie przyszło opuścić Sobka, gdzieindziej szukając szczęścia, coby go pewnie na większym jakim dworze spotkało. Adam ekonomował niby, choć tam nie było na czem; w potrzebie za pługiem poszedł i z bronami; klucze trzymał od pustego spichrza, buty czyścił i do jednego stołu z Sobkiem siadał.
Gdy trzeba było jechać do Włodawy lub Sławatycz, a choćby i do Białej, Grzymała zaprzęgał i powoził. Zrośli się ci dwaj starzy ludzie z sobą tak, że jeden drugiego myśli zgadywał, a gdy który z nich płakał, ciekły łzy drugiemu.
To też gdy Sobkowi umierać przyszło, a nie było komu syna zostawić, resztą sił za szyję objąwszy