Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 237 )

nicy! ale to jeszcze nie mój Pan Walery, bo ten żyje, i wcale tak prędko na tamten świat wybrać się nie myśli.
Jednego dnia w lecie wyszedł nowy dziedzic do ogrodu z książką w ręku, zadumał się, postępował bez celu, i mijał już leszczynowy gaik bliski swego mieszkania, gdy ujrzał wysmukłej postaci dziéwcze szybko przemykające się między krzakami.
— Coś ty za jedna? zapytał.
— Jestem córka ogrodnika; odpowiedziała Cesia i pobiegła dalej; a Pan Walery stał na miejscu, długo rozważając, jak córka ogrodnika mogła mieć tak ładne oczy, usta, twarzyczkę, i uśmiech tak wdzięcz-