Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 115 )

poglądał na kłaniających się żydów — był to woźny.
Przed nim posuwał się, a raczej płynął ogromny sędzia, nadęty miłością własną i swoim znaczeniem, z miną pogardy rozdzielając, kłaniającym mu się ukłony, skinienia, lub łaskawe rzucenie okiem. Znać w nim było, że nie dziś już sędzią został, bo już i utyć miał czas na urzędzie, i nabrać miny właściwej swemu stanowi. Postać jego zdaleka podobna była do beczki toczącej się na kołkach, okrytej płaszczem hiszpańskim, i zakończonej spiczastym kapeluszem, z pod którego kiedy niekiedy kawałek twarzy się ukazywał. Tak straszną miał postać, tak nieprzyjemne wej-