Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 116 )

rzenie i odrażający sposób obcowania, że, jak ja sądzę, sama nawet sprawiedliwość uciekać przed nim musiała.
Cokolwiek dalej szedł trotuarem chudy, wysoki, blady, w polskim stroju jegomość; prowadząc pod rękę, tłustą, rumianą, z iskrzącymi się oczyma jejmość dobrodziejkę, której postać wystawiała tak ogromną sprzeczność z powierzchownością męża, iż możnaby ich wziąć za wzór, do odmalowania sprawiedliwości i klientów. Mnóstwo osób przechodziło tu i ówdzie, nielicząc trzpiotów, bo ci się za osoby nie rachują, a Pleban pełen niespokojności o Zosię, wyglądał, kręcił się i koniec końców, kazał