Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Walery.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 107 )

Nastała chwila obustronnego milczenia, ksiądz poprawił się na siedzeniu i niby niechcący zasunął firankę od strony Zosi, i dodał zwolna, spoglądając przed siebie — Tak, do klasztoru.
— Jedną więc drogą jedziemy, odpowiedział Walery, mój pojazd cokolwiek wygodniejszy, nie mógłżebym do siebie prosić?
Biegły rachmistrz dójdzie od razu dla czego o to prosił, chciał bowiem bliżej się przypatrzyć ładnej kuzynce, ale ksiądz Pleban bardzo prędko odpowiedział — Chętnie, chętnie, i wnet zaczął wysiadać — Ot sam nie wiem, rzekł później, czy ją wziąć z sobą do pojazdu, czy nie, żeby Panu nie zawadzała.