Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, kiedy tak, to sprawiedliwie, dalbóg sprawiedliwie. I za to co się tak do mnie przysuwał onegdaj (było temu lat pięć spełna). O! niechaj pokutuje wszetecznik!
— Uważałem że mu na zdrowie idzie pokuta, bo utył porządnie, brzucha dostał ogromnego i rumieniec mu się nawet przebija.
— Da, niechaj się pasie kiedy pokutuje, niechaj się sobie pasie. Już teraz przynajmniéj nikogo tam zwodzić nie będzie.
Gdy tak rozmawiają, wpadł zadyszany Sędzia, i rzucając laskę i kapelusz wkąt, pobiegł do saméj pani.
— Czy słyszała Asińdzka, awantury! facecje! dziwolągi!
— A cóż takiego?
— A! formalna awantura! facećje! Poszedłem dziś moim zwyczajem dać na mszą do Bernardynów, za duszę nieboszczki pierwśzéj mojéj żony, niech jéj wieczna światłość świeci; bo to anniwersarz śmierci! Wchodzę na korytarz klasztoru Bernardynów i daję jakiemuś Bernardynowi, nie patrząc nawet na niego. Odezwał się cóś. Słucham, spójrzałem w oczy! facećje! Kiedy ja się przyjrzę, aż to ten pan Ka-