Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rol z trupią głową, co to mi tamtą żonę zabił, brat twój panie Gustawie! Kiedym mu mówił, że to za duszę Amalki, westchnął. Osłupiałem.
— A Waćpan tu co robisz? zawołałem.
— Pokutuję, rzekł mi pokornie — zadzwonili właśnie na obiad, i oddalił się śpiesznie. Dowiadywałem się późniéj u Ojca Gwardjana i dowiedziałem się, że już z górą trzy lata tam jest, bardzo przykładny z niego xiądz, surowy, pobożny, tego roku się wyświęcił. Ha! facećje! pomyślałem, kiedy ten już cóś zebrał się na pokutę, nikt nie powinien rospaczać o sobie. Osobliwsze też zrządzenie, że ja dałem na mszę za duszę mojéj żony, temu, który ją zabił.
Tu Sędzia zamilkł ociérając łzy rękawem, a Gustaw mu z kolei opowiedział dzisiejszą swoją przygodę.
— Da dalbóg, ozwała się wreście Jéjmość, dajcie już mu pokój. Niechaj pokutuje, to i dobrze. Panie Sędzio, nie napijesz się herbaty?
— Najchętniéj, i owszem.
— A jak się ma żona i córeczka?
— Zdrowe do usług pani; moja żona, dodał Sędzia, pewnie tu dziś panią odwiedzi.
— O! bardzo jéj wdzięczna będę, zwłasz-