Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za mąż! zawołał Karol. A wtém ujrzał wychodzącego z drugiego pokoju Gustawa z uśmiéchem ironicznym na ustach i znaczącym bukiecikiem przy fraku.
— A to zapewne pan młody? spytał wskazując palcem na brata.
— A tak! a widzisz, pan młody. Nu, nu, nie wytrzeszczajże tak oczów ze złości, fi! dalbóg, by jaka poczwara! porzuć, może się herbaty napijesz?
— O! bardzo ci za nią dziękuję, rzekł Karol zgrzytając zębami i zapalczywie patrząc na Gustawa. Teraz już mogę skwitować z twojéj herbaty. Czy nie dość że, że ją piłem za moje grzechy, starając się o twoją wyschłą rękę, stary czupiradle?
— Aj! Chryste panie! krzyknęła pani młoda. Karty wypadły jéj z rąk i — omdlała —
Wszyscy skoczyli ją ratować. Karol tym czasem rzucił się na kanapę, a Podsędek w patrując się w karty rozsypane po podłodze, zawołał nie zważając na omdlenie i wypadek cały.
— Przegrałem! miała panfila!
Omdlenie było tak doskonałe, że dwie stare panny, dwie karafki wody, dwa kieliszki octu,