Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nastawili uszu, drzwi się otwarły, ukazała się Franciszka zagradzająca rękoma wejście komuś przybywającemu i wołająca piskliwie.
— Nie puszczę! nie puszczę! Pani nie kazała! nie puszczę!
Amur ocucony tym hałasem, a w złym humorze, z powodu wywłaszczenia z ulubionéj poduszki, porwał się natychmiast szczekać, a nawet i kąsać już gotów.
Któś z sieni się odezwał.
— Stara sekutnico! puszczaj, bo ci pałką łeb rozwalę! jak mi smiesz wejścia bronić?
Panna czy pani młoda zbladła, był to znany jéj głos Karola: prędko jednak przychodząc do przytomności, zawołała zbierając karty do ręki.
— Puszczaj — da puszczajże Franciszko!
— Chyba tak! mruknęła sługa, odeszła ode drzwi na bok, a pan Karol wbiegł do pokoju. Spójrzał po pokoju, po gościach, na wieniec panny Hermenegildy, zdziwił się i osłupiał.
— No, no, czegoż tak stanąłeś jak kół bratuleńku, ozwała się pani młoda, da cóż, ot widzisz, poszłam za mąż —