Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i dwie szczypty tabaki, nic z początku nie pomogły. Pan młody dopomagał bardzo przykładnie a Podsędek sądząc że wiadomość ta przyczyni się do otrzeźwienia, wołał co chwila, trącając w bok omdlałą.
— Jejmość, jejmość, najniższy sługa, upadam do nóg! dostałem suchę, pani wygrała! nie mdléj Asińdzka!
Wreście przyszła do siebie, i rzucając wzrok na smiejącego się szydersko Karola, zawołała:
— A! uwolnijcież mnie proszę od tego fixata, grubjanina, wypchnijcie go za drzwi! Wszyscy Święci i aniołowie, on tu przyszedł, żeby mnie łajał i obrażał! Panie mężu, panie Gustawie, choć to brat, ale dalbóg, żeby tu jego nie postała — Za kark, precz, bo drugi raz struchleję!
— Karolu, odezwał się Gustaw podchodząc wreście ku niemu, znam nieczułość twoją, znam jak jesteś na wszystko obojętny, jak cię mało cudza przykrość obchodzi, i niewiele kosztuje wyrządzenie krzywdy; ale przypomnij sobie, żem twój brat, a to moja żona. Przez wzgląd na to, jeśli ci gniew twój nie dozwala