Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan Karol.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tém, rzekł po chwilce, będziesz ze mną u Panny Hermenegildy?
— Będę, ale wierz mi, z ciekawości raczéj, niż dla pomocy tobie.
— No, dla czegobądźkolwiek. Wierzę, że ciekawy jesteś poznać tę piękność tak srogą, tak twardą. I mnie, gdyby był kto o niéj przed dwóma miesiącami mówił, pewnieby znalazł ciekawym i niedowiarkiem. Teraz ja pojmuję zatwardziałość jéj, jako skutek zupełnie zamarłych uczuć, obojętności i prostego bardzo wychowania, które wszystkie otwory duszy zasklepiło i zalało. Ale różne materjały różnych potrzebują do obrobienia ich narzędzi. Sprobujem inaczéj niż przedtém. Jestem już rozdrażniony, biada przeciwnikom! umrę lub zwyciężę! Ty Gustawie innego nie masz przeznaczenia i innéj roli tutaj, nad podtrzymywanie, jakem powiedział, swojemi moich łgarstw o dobrach twego brata na xiężycu.
— Zobaczemy.
— Jedyna łaska, o którą cię proszę. Panna Hermenegilda kocha się bardzo w pieniądzach, trzeba ją umiejętnie zażyć ze słabéj strony. Rozgrzać ją cieleśnie ani myśleć, raz w tym