Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jach; nikt mi powiedzieć nie umiał dokąd wyjechała. Ty matko pożałujesz jej, jakem ja żałował. Biedna kobieta.





2. Czerwca.

Ja jej nie rozumiem! ja jej pojąć nie mogę... Ona ma coś na sercu z czem mi się wydać nie śmie, czy nie chce; co dzień bardziej smutna, wczoraj gdyśmy siedzieli u fortepianu, a matka wyszła na chwilkę do drugiego pokoju, mówiła mi:
— Smutna to rzecz miłość; tyle tylko o niej wiem, że się kończy tem większą boleścią, im szczersza jest i większa, im w czystsze padnie serce.
— Dla czegoż boleścią?
— Dla tego, że koniec wszelkiego ziemskiego nią być musi.
— Mój Boże! i w jej więc młode serce zajrzało już zwątpienie, i ona zawahała się na progu życia! Gorąco odpowiedziałem jej, słuchała mnie z uśmiechem na ustach różowych, plącząc białą rączką złote włosy swoje.
— Są to marzenia, są to sny młodości, patrz i przekonaj się, że miłość kończy się zawsze smutnie, a biada tej, co się weselem zamyka.
— Jakto, chciałażbyś, aby się inaczej kończyła?
— Nie mów żebym chciała, jabym chciała, żeby na serce ludzkie więcej rachować można.
— Nie wierzysz mi więc?
— Tobie!... a! wierzę... ale człowiekowi, nie! o! nie!
— Zkąd ci te myśli?
— Posłuchaj, przyszły mi nie dziś, ale co dzień nowy je podsyca przykład. Najzapaleńsi kochankowie różnią