pracuje, by je objaśnił i sprawdził... życie objawia się wszystkiemi swemi stronami; a najprzeciwniejsze skutki często z najbliższych przyczyn płyną: bo sprzeczności wynikają z zapatrzenia się w jedną stronę. Wczoraj mnie Ludwik do siebie na wieczór zaprosił. Był to prawdziwy akademicki wieczór. Dwie izdebki, w których mieszka z Ferdynandem i Feliksem, nie potrzebowały wyporządzenia i przygotowań na tę ucztę, którą składały sucharki, herbata w różnej wielkości szklankach i fajki.
Zeszliśmy się gromadnie, bo wszyscy kochamy Ludwika... Chłopiec to szlachetny aż do przesady, jeśli szlachetnością przesadzić można; co mi się nie zdaje. Ma wszystkie wady ludzi swego charakteru; rozrzutność nierozważną i niepamiętną jutra, obraźliwość na najmniejszy zarzut sobie lub komu z przyjaciół uczyniony, odwagę nieustraszoną i zbytnie może zamiłowanie towarzystwa, przyjemności życia pospolitych, łatwość do zakochania i t. d. Chwilami wesoły do zbytku, ma potem godziny znużenia i wyczerpania. Jest to koniecznością charakteru, który w niczem miary znać nie chce i pije do przesytu, nie umiejąc się zatrzymać. Worek Ludwika, serce, dłoń, otwarte dla wszystkich, sam nie umie prosić, nie potrafi usługi wzajemnej zażądać. Korzystają z niego jak chcą.
Rodziców zamożnych, ale wcale nie bogatych, traci zawsze więcej niżby powinien, i ztąd niewyczerpane zmartwienia. Uczy się prawa, ale nauki tej nie lubi; ojciec mu kazał, słucha go jak może; ale zamiast na lekcje, uczęszcza na bilard i na kawę, pod której pretekstem długie i żywe wiodą się gawędki w tej stancyjce ciasnej, obok murów św. Jana, gdzie się schodzić musimy, nie mogąc bywać w miejscach publicznych.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/52
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.