Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ferdynand, współtowarzysz Ludwika i rówieśnik, całkiem do niego niepodobny, metodyczny, wyrachowany, zimny pozornie, na twarzy pełnej zdrowia, krasnej rumieńcem, z oczyma czarnemi, ma wyraz nieprzełamanej woli. Czarne brwi jego schodzą się nad nosem, wierzchnia warga nieco zaklęsła, dolna wystająca, włosy zadarte do góry i postrzeżone krótko. Ubrany co dzień jednostajnie, godziny ma, wydatki i prace porachowane. Nic go z drogi zbić nie potrafi. Przyjemnościom żywota tak wyznacza miejsca, jak na szachownicy ma swój kwadrat laufer i wieża. Młodość nie unosi go nigdy nad zamiar, bo ją trzyma w ręku.
Ten zimny zwany charakter, ma przecie za podstawę ogniste przekonanie o potędze woli własnej; w głębi szlachetny, ale poświęcenie mierzący jednakże, nie wymaga nic od drugich, nie lubi, aby też wymagano od niego, ale sam gotów z ofiarą, gdy się na nią zdobyć warto. Prawy, fałszem się nigdy nie splami: niełatwy do zwierzenia, przeszłość swą, myśli, nadzieje, tajemnice młodzieńcze w piersiach chowa... Wszyscy go szacują, ale nie ma serdecznego przyjaciela.
Feliks Tarsza, ubogi chłopiec, przyjęty na mieszkanie i utrzymywany przez dwóch pierwszych, jest przecie z nimi na stopie zupełnej równości. Wysoki, ciemno-blondyn, rysy ma ludu, wydatne, grube ale proporcjonalne i wdzięczne, zdrowiem jaśnieje mu twarz; barczysty, silnych rąk i szerokich ramion, znać z młodu pracą codzienną siły fizyczne wyrobił w sobie... Poznasz po grubych palcach i narobionej skórze, że nie próżnował z dzieciństwa, że przebolał i przewalczył. Pomimo to najweselszy i najstalej wesoły z nich wszystkich; bieda tylko temu coby jego niższość w jakikolwiek sposób dał