Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętniki nieznajomego.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i niczemu, a najbardziej sobie. Nie ufaj ludziom, nie ufaj oczom własnym; nie rzucaj się tak w życie, jakbyś na posłanie z róż leciał, boć więcej na tem łożu kolców, niżeli kwiatów.
Wzruszyłem ramionami w milczeniu.
— Twoja nieznajoma jest starą zalotnicą, której smakuje młoda ofiara, jak innym smakują młode i kruche kurczęta. To dziecię wdzięczne, przed którem stałeś oczarowany, jest już zwodnicą początkującą, bez czucia w piersi i prawdy w ustach. Twoje rojenia i marzenia są czczemi marami, które nagania nie zaspokojona jeszcze żądza i niczem nie gaszone pragnienie; twoja wiara jest zuchwalstwem niedoświadczonego, co rzuca się oślep w przepaść, mniemając, że na jej dnie miękka go czeka murawa.
— Gdybym się na tem wszystkiem zawiódł, — odpowiedziałem — pozwól mi nie rozpaczać jeszcze. Pozostanie mi nauka, która interes życiu daje; badania, co seciny lat próżnych zapełnić potrafią, i ta nigdy nie zaspokojona, a zatem nie wiodąca za sobą odczarowania i przesytu żądza wiadomości, która jest najpiękniejszym darem danym ludzkości na zgojenie jej ran, które sama sobie dobrowolnie zadaje.
— Tere fere!... Studentowi nie sposób, abym naukę spotwarzał i zniechęcał do niej, — odrzekł pan Wrzosek. — Ale między nami mówiąc, myślisz więc wać, że ją więcej ważę od tego, o czem wprzód była mowa! Bańka mydlana! Nauka mamidłem jest panie, uczy wiedzieć że nic nie wiemy... W nauce wszystko jest hypothezą, niepewnością... Jedna nauka wywraca drugę, jedna teorja łamie sto poprzedzających, im dalej w las tem więcej drew; im dalej idziemy, tem więcej gruzów