Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja też mówię nie co innego, ale plotka a prawda to wszystko jedno. — Jak już jest z czego plotkę pleść — to nie dobrze. — Pan Bóg jeden będzie wiedział co prawda a co plotka.
Niechciałem dłużej rozmazywać tego.
— A biedny prezes Sylwester? zapytałem.
— On! biedny! rozśmiał się mój gość — on biedny! chciałbym mieć połowę tego co on ma! On tylko dla tego jest biednym, że dzieciom dawać nie chce, i ma rację, boby stracili... On pożycza na lichwę....
— Ale cóż znowu?
Uderzył się w piersi i rozśmiał.
— A Hawryłowicze!
— Dorobili się — rzekł spokojnie — ale widzi jaśnie hrabia, ja niepowiem, że wiem ile. U Hawryłowicza cały majątek w biurku. — Żeby wiedzieć co on ma, trzebaby dójść ile kuponów on mienia w banku... no — to nie trudno... a widać z tego co przeżywa, ile ma w kieszeni. Taki człowiek jak on, w dorobku, nie może przeżyć tyle ile zarobi..
Zamilkł i coś szeptał po cichu. — Pójdę w zakład — dodał, że nie ma więcej nad sześćdziesiąt tysięcy, ale zarabia co roku i dokłada.
Z kolei przyszliśmy na Wlascha.
— O nim nikt nic nie wie.