Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zmięszał się widocznie i spojrzał mi w oczy.
— Jaśnie pan żartuje? rzekł nieśmiało.
— Mówię serjo. Zapewne i na to by wam starczyło parę dni czasu...
— Parę dni — odparł cicho — nie — ja mogę na to odpowiedzieć w kilka minut...
Ja się na przemian zmięszałem... Fanfaronada — pomyślałem.
— Mów, proszę.
— Jaśnie pan się gniewać nie będzie — to — rzecz między nami.
Byłem zdumiony nad wyraz — przystąpił bliżej, obejrzał się i począł powoli robić mi inwentarz naszych majętności i interesów, który mnie w końcu przeraził... i oburzył...
Były w nim rzeczy, rzeczy takie, które w przekonaniu naszem nikomu na świecie nie mogły być wiadomemi.
Udałem, że lekceważę ten dowód wszystkowiedzy — alem w duszy był zgryziony... Przyszło mi na myśl skorzystać ze zręczności.
— Za tem, rzekłem, moglibyście mnie również objaśnić, naprzykład — o stanie majątku Hawryłowicza, hrabiny Marji, prezesa Sylwestra, a może nawet i Wlascha...
— A czemuż nie! chcesz hrabia? Co wiem to