Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cem miałem to szczęście znać ojca Jaśnie hrabi... Tu nikt w mieście, mogę zaręczyć, lepszej informacyj nie da o osobach i okolicznościach nademnie... Ludzie się śmieją z faktorów... na zdrowie... a bez nich obejść się więcej kosztuje, niż nimi posłużyć. Ja zresztą — do małych interesów — nie jestem zdatny....
— A do jakichże!
Uśmiechnął się.
— Ja Jaśnie panu powiem przykład — rzekł postępując. Syn prezesa? Pan go zna?... (wymienił nazwisko) dlaczego się mnie nie spytał, ile weźmie posagu po żonie! Nie byłby się na 50.000 guldenów oszukał i nie byłoby tej biedy co jest... Tu niema jednej osoby, jednego człowieczka, o którymbym ja albo dokładnie nie wiedział, co u niego w kieszeni, i co u niego w sercu, lub żebym w dwa dni wiedzieć o tem nie mógł.
Nadzwyczajnie inteligentna twarz tego człowieka uderzyła mnie mocno... Rozśmiałem się z tej fanfaronady i chciałem ją wystawić na próbę.
— Mój panie, rzekłem — jeśli mnie chcecie przekonać, że to nie jest blaga i samochwalstwo, proszę o dowód. Dacie mi najlepszy, jeśli mi powiecie naprzykład — no — choćby o mnie samym i o mojej matce — jak stoimy majątkowo...