Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nien codzień odwiedzać kuzynkę. Jeźli mama nie przyjmuje, znajdziesz mnie w moich pokojach... Obcych tam nie przyjmuję nigdy, mais vous.
Wieczór był prześliczny, poszedłem zamyślony na wały. — Czułem się niespokojnym w sumieniu. — Niema nic groźnego w tym stosunku, mais c’ est entrainant, łatwo się zapomnieć można. — Gdyby mi tej nader miłej znajomości nie żal było, najrozumniejszą rzeczą w świecie byłoby Lwów opuścić.
Zdaje mi się jednak, iż mam tyle mocy nad sobą... Na wałach znalazłem mnóstwo przechadzających się, to mnie trochę rozerwało... Zdaje mi się, że sama średnia klasa, niektóre ładne twarzyczki, wiele przesadnej elegancji.
Anim się spostrzegł, jak o Hawryłowiczów się otarłem, a byłbym samej pani nie poznał, bo takich jest tysiące, ale pannę Julię spostrzegłem, która się mi uśmiechnęła. Musiałem się przywitać, a że mnie zaczepiono rozmową, nie było sposobu, tylko towarzyszyć tym paniom w ekscentrycznych toaletach. Szczęściem, że mnie tu nikt nie zna i że się tem skompromitować nie mogę.
Panna Julja jak na swój wiek, bo to jeszcze bardzo młode, rezolutna i śmiała. Widocznie chciało się jej mną chwalić przed publicznością, bo mi się oddalić nie dawała, a ludzie się oglądali i szeptali.