Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mówiliśmy naturalnie o wszystkiem i o niczem, jak zwyczajnie z taką pensjonarką, — paplącą bez myśli... Ładne dziewczę, ale przypatrzywszy się, piękność pospolita, zdrowa, czerstwa,... bez dystynkcji.
I matka i ona tak mnie napastowały, żem im z półgodziny musiał towarzyszyć; dopiero nadchodzący hrabia Ferdynand, uwolnił mnie z tych więzów... Ukłoniłem się i z nim poszedłem.
Dziwił się zkąd mogłem mieć taką znajomość, alem mu to wytłumaczył.
Przypadkiem wspomniał o Emilji, której jest wielkim wielbicielem. — C’ est une vraie parisienne powiedział, co jest nadzwyczaj wielką pochwałą.
I on jednakże powiada, że trochę jest lekka i że hołdy tak lubi, że nie patrzy często zkąd pochodzą. Mówił mi, że pomimo wszystkich resurssów jakie tu sobie starał się wyrobić, aby życie uczynić znośniejszem — staje się ono, a la longue, bardzo nudnem. Istotnie wiele warunków, których człowiek cywilizowany wymagać ma prawo, braknie. Traci się poczucie i smak wytworny, nawykając do rzeczy pospolitych i trywialnych. Wzdychaliśmy oba myśląc kiedy nasz kraj dźwignie się do takiej cywilizacji jak inne zachodnie.
Hr. Ferdynand jest wielkim wielbicielem Anglji, a tu ani sportu, do którego nawykł, ani życia na