Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szedł po wice-gospodarza, gospodarz kazał mi się na kucharza spuścić... Za pozwoleniem — odpowiedziałem serjo — ze mną tak nie idzie — chcę sam menu oznaczyć. Godzinę trwało pókim jaką taką kartę ułożył, bo mnóstwa rzeczy wyobrażenia nie mają. Obiad nie będzie dystyngwowany, ale znośny... Niezmiernie ograniczone środki. Tourtle, Soupe, Łosoś, Puncz a la romaine, Melon, Chateau Wiand, Vol au vent, Jarzyna, Zwierzyna, Lody, Deser... c’ est commun, aż mi wstyd. — Drzałem jeszcze jak to oni zrobią...
Zastawy stołu poszedłem zobaczyć sam wprzódy, d’une mesguinerie humiliante. Nic nie mają. Do deseru pozłacanych nawet łyżek i nożów braknie, et c’ est de rigueur.
Wina oznaczyłem i musiałem napisać w jakim porządku nalewać mają.
Robert mi mówił później, że tak elegancko ułożonego obiadku nigdy tu nie jadł! Stefan był nieco upokorzony, alem go spoił i śpiewał przy deserze: „Z dymem pożarów“... co mnie do rozpaczy przyprowadziło... Iwińscy, sztywnie i zimno się znajdowali, a młody kilka razy prychnął, bo Stefan był niezmiernie pocieszny. Takiego typu szlaguna nie trafiło mi się spotkać, bo naiwny jest i niedomy-