Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śla się nawet, do jakiego stopnia śmiesznie i dziwacznie wygląda...
Paplał a tort et a travers, co mu ślina do gęby przyniosła... to na panów i arystokrację, to na demagogów... — Gdy trochę podchmielił, patrjotyzm go napadł i nie opuścił do końca... płakał aż biedny.
Iwińscy i ja — którzy tej polakierji znieść nie możemy, patrzaliśmy po sobie, niewiedząc co począć. Pod koniec objadu, gotów był sam jeden iść przeciw Moskwie, Austrji i Prusom z jedną szerpentyną — słowem komedja była... ale mnie służba hotelowa żenowała... Wstyd mi było. Iwińscy mówią, że oni do tego przywykli.
Stefan poszedł po obiedzie do swoich, a ja pozbywszy się go, odetchnąłem u Belli młodszego Iwińskiego, do której poszliśmy grać. — Piliśmy wodę sodową z szampanem i to nam „dobrze zrobiło“; — odegrałem się trochę, Robert przegrał.
Bella, wcale ładna dziewczyna i zdolności ma wielkie; gdyby trochę na świecie się otarła, zrównałaby nawet takim jak Cora Pearl — i umiała by sobie zrobić pozycję. Iwiński mi mówił poufnie, że go nie kosztuje z prezentami nad może sześć tysięcy guldenów. — Młody hrabia Ferdynand stara się mu ją odmówić podobno, a Iwiński mi się przyznał, że nie byłby od tego, by się jej pozbyć, gdyż w