Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po cichu na niedelikatność męża swego, który ją czynił najnieszczęśliwszą. Na pozór niby pełen był poszanowania, rozpadał się, rozczulał, ale skąpił obrzydliwie i odmawiał jej prawie najpierwszych potrzeb życia — spaceru, teatru, sukien, koronek, wszystkiego... Uchwyciła się mnie błagając, abym jakiś czas pozostał, i osłaniał ją opieką — co też najchętniej uczyniłem, dając do zrozumienia Tartakowskiemu, że kto ma szczęście wziąć osobę takiego rodu i wychowania, powinien umieć ją ocenić i postępować z nią jak mu przystało. Ażeby okazać jak się żyć powinno, przez jakiś czas przyjmowałem ich, woziłem, robiłem prezenta szalone, na złość temu prostakowi, chociaż to na niewiele się przydało. Dawał mi płacić, a sam skąpił jak Harpagon. Baronowej zdrowie polepszyło się znacznie, pojechaliśmy razem do Castellamare, bo jej powietrze tego cudownego miejsca zalecono.. W istocie położenie jest urocze, pobyt nad wyraz rozkoszny... nie mogliśmy się nacieszyć widokiem ślicznej lazurowej zatoki i cienistych ustroni. Zaczęliśmy razem odbywać wycieczk4 na osiołkach na monte Cappola, do Sorrento i w okolice.
Baron najczęściej chodził za nami piechoto — myśmy się śmieli z niego... on mruczał... Płaciłem zwykle sam za wszystko. Trwało to więcej miesiąca.