Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Emilia się codzień z większą goryczą uskarzała na męża, który się stawał coraz nieznośniejszym. Raz z przechadzki tym żalem przyszła do mojego mieszkania odpocząć; nie było w tem nic nadzwyczajnego. — Wpadł za nią baron i zrobił z tego formalną awanturę, jakiej tylko taki jak on człowiek nieokrzesany i gbur, mógł się dopuścić. Utrzymywał, że widział w mojem i jej postępowaniu coś więcej niż przywiązanie kuzynowskie, że wyszpiegował nie wiem tam co. Stanąłem naturalnie ostro w obronie Emilji i dałem mu naukę na jaką zasłużył... Starliśmy się de part et d’autre tak, że nie pozostawało jak chyba strzelać się lub jednemu z nas z placu ustąpić. Emilia zaklinała mnie abym mu ja na pastwę nie dawał i nie opuszczał. Ona także zapomniała się i gorzką mu prawdę rzuciła w oczy... Wyszedł jak zmyty, bom mu drzwi pokazał — Emilia na złość pozostała. Myśleliśmy jednak, że się na tem skończy i że ją wieczorem przeprosi, gdyż często trapił ją podejrzeniami, popełniał niedorzeczności podobne i później się miarkował. Ja mu przebaczałem i Emilia zapominała.
Godzinę czy dwie baronowa przesiedziała w mojem mieszkaniu, aby mu pokazać, że się głupim jego kaprysom powodować nie myśli. Podałem jej potem rękę i spokojnie poszliśmy do ich mieszka-