Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Szczęśliwy baron! — szepnąłem.
W tej chwili spotkałem wracające do góry wejrzenie jej, i skrzywione tak usta, żem nie wiedział, co myśleć.
— No, a gdybym ja wyjechał jakim wypadkiem za granicę, bo któż to przewidzieć może! Czy wolnoby mi było gonić za moim mentorem?
Potrząsła głową piękna kuzynka, powiodła oczyma po pokoju. Zdawała się niby coś rachować... i odezwała się cicho:
— Może — ale za kilka miesięcy... Za kilka miesięcy...
Gdym milczał zdziwiony, zbliżyła mi się prawie do ucha.
— Jaki ty jesteś niepojętny — rzekła żywo — każdego męża, choćby nawet barona Tartakowskiego, potrzeba.... nałamać do jarzma.... na to samotność najlepsza. Po kilku tych miesiącach będzie łagodny jak baranek a ja panią — i kuzynek najmilszym z gości. Mais pas avant!
Jaka ona zręczna! — na chwilę się nie zmięszała, choć ręczę, że się domyśla, iż wiem wszystko... Jako ostatni argument był, ben trovato!! adorable. Oto mój ideał...
Jednakże, dopóki się żenić niema potrzeby. Na