Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żonę wolę Wandę, bo z tą wprawdzie nudzić się będę, ale czuć się też spokojniejszym.
Wieczór spędziliśmy przyjemnie... chociaż te dwie figury, baron małżonek i jego kuzyn, stojący za krzesłem, stanowili dwa okrutne dyssonanse...Jeszcze Tartakowski, do którego się nawykło, i który choć czego nie rozumie, wcale dobrze nauczył się udawać że jest au fait, — ale ten kuzyn ten kuzyn!
Hrabina Maria, ile razy na niego spojrzała — westchnęła i spuszczała oczy, wyraźnie upokorzona. Prałat robił miny osobliwsze, hrabia Sylwester nie zwracając głowy ku niemu, oczy wywracał, aby mu się przypatrywać... a usta mu się krzywiły...
Kilka razy rozmowa już się była rozkołysała swobodniej, gdy jedno spojrzenie na tę głowę Meduzy, polot jej wstrzymywało. Słowem truło nam to zabawę.
Zbliżyłem się raz jeszcze do Emilji, aby ją zapytać, kiedy wyjeżdżają.
— Ale dziś, zaraz, w nocy — odpowiedziała mi trochę niecierpliwie i westchnęła. Konie gotowe... Muszę!
Żal mi się jej zrobiło, widocznie była nieszczęśliwą — lecz doprawdy, sama winna sobie, bo taki Baron nigdyby się nie ośmielił. — O! żal mi jej bardzo...